[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Bo jesteś odważna i piękna, a także jesteś jedyną osobą, która potrafi
należycie postępować z moją córką. Czy ona cię nie przeraża? Jak możesz z
takim optymizmem stawić czoło macierzyństwu, kiedy poznałaś nastolatkę,
która jest doprawdy z piekła rodem?
- Zapomniałeś, że spędziłam wiele lat, zajmując się problemami dzieci.
Wiem, w co wchodzę, i mogę ci obiecać, że się nie rozmyślę. I mimo tego, co
właśnie jej powiedziałam, nawet będzie mi się podobało matkowanie tej twojej
kolczastej córce.
Miała rację. W najgorszym koszmarze nie potrafił sobie wyobrazić, że
Keely opuściłaby swoje dziecko tak jak Nora. Ale należy brać pod uwagę to, że
któregoś dnia mogłaby opuścić jego. A jeśli nie sprawdzi się jako ojciec? Jeśli ta
naprędce sklecona rodzina okaże się dla dziecka niezdrowym środowiskiem,
wtedy Keely się nie zawaha. Odejdzie. Bez zadawania żadnych pytań zrobi to,
co będzie najlepsze dla jej dziecka.
- 101 -
S
R
Kiedy już kobieta postanowi odejść, to z pewnością to zrobi. Nic, co
mówił lub robił, nie zapobiegło rozstaniu z Norą. A jeśli chodzi o rzecz tak
ważną, jak ratowanie małżeństwa i utrzymanie rodziny, taka bezsilność jest
przerażająca.
- Tak się cieszę, że tu jesteś - powiedziała Keely do Eileen, wkładając
delikatną jak pajęczyna pończochę. Były w sypialni Bena, gdzie Keely ubierała
się do ślubu. - Jestem takim kłębkiem nerwów, że nie wiem, co robię. Popatrz,
jaka piękna jest ta pończocha!
- Niezła, ale mam nadzieję, że uda ci się włożyć drugą w czasie nieco
krótszym niż piętnaście minut.
- Pas do pończoch jest dla mnie nowością. Nie mam pojęcia, jak kiedyś
kobiety w tym wytrzymywały.
- Ty może nie lubisz nosić pończoch, ale mogę się założyć, że Benowi
bardzo się to spodoba - zażartowała Eileen.
- Nie kupiłam ich dla Bena - rzekła z rozdrażnieniem Keely. - Podobał mi
się ich kolor, a nie mieli takich rajstop. - Zaklęła cicho, nadłamawszy, przy
zapinaniu ostatniej podwiązki, starannie spiłowany paznokieć.
- Nigdy cię takiej nie widziałam - stwierdziła z troską Eileen, siadając
obok młodszej siostry na łóżku. - Martwisz się, że mama i tata nie przyjadą na
czas?
Matka Keely zadzwoniła przed kilkoma godzinami i zawiadomiła o
kłopotach z samochodem. Obiecała jednak, że zdążą z ojcem na ślub.
- Nie, to nie o to chodzi. Mama zapewniała, że jeśli nawet samochód nie
zapali, przyjadą autostopem. Jeśli się spóznią, to zaczekamy z uroczystością do
ich przyjazdu.
- No więc, co ci jest? - Eileen nie dawała za wygraną.
- Nawet jeśli coś nie wyjdzie ze ślubem, to przecież nie ślub się liczy. Po
nim przychodzi małżeństwo.
- 102 -
S
R
- Tym właśnie się martwię - przyznała Keely. Zawahała się, a potem po
raz pierwszy przedstawiła siostrze dręczące ją wątpliwości. - Ben mnie chyba
nie kocha. Próbuje postępować uczciwie wobec mnie i dziecka, ale nie jestem
pewna, czy nie krzywdzi w ten sposób samego siebie.
- Dlaczego tak mówisz? Widziałaś, jak on na ciebie patrzy? On cię
uwielbia.
- Ale on... my się nie kochaliśmy od tamtego pierwszego razu.
Dowiedziałam się o dziecku i od tego czasu zaczęło się szaleństwo. Póki jest
pogoda, Ben pracuje dwanaście lub piętnaście godzin na dobę, a w dodatku
usiłuje przygotować Tinę do szkoły. Ja byłam zajęta organizowaniem ślubu. W
ostatnim miesiącu prawie się nie widywaliśmy.
- To się zmieni - rzekła z przekonaniem Eileen.
- Jak tylko zobaczy cię w tej bieliznie.
Może, zgodziła się w myślach Keely. Nie mogła jednak pozbyć się
podejrzeń, że Ben celowo utrzymuje dystans. Nawet jeśli rzeczywiście odbudują
swój intymny związek, to w małżeństwie chodzi o coś więcej niż seks.
- Ciągle żałuję, że nie będziemy mieli prawdziwego miodowego miesiąca
- powiedziała Keely. - Jedna noc w wykwintnym hotelu. Ben nie może sobie
teraz pozwolić na żaden urlop.
- A więc wynagrodzi ci to, zabierając cię w góry na Boże Narodzenie.
Keely uśmiechnęła się mimowolnie.
- Jak ty to robisz? Jak ci się udaje zachowywać optymizm i pogodę
ducha?
- Jeśli nawet nie wszystko wydaje mi się doskonałe, to wychowując troje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]