[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogromnie go to niepokoi, ale nie może mnie zobaczyć.
Benedikte uznała to za bardzo pocieszające.
Marco przytrzymał ją na odległość wyciągniętych ramion i popatrzył na nią poważnie.
- Celowo swoją wolą skierował cię tutaj, byś została unicestwiona. Pragnął, abyś nigdy stąd
nie wróciła.
Zadrżała, ale zaraz się rozjaśniła.
- Ale teraz ty tu jesteś.
Na twarzy odmalował mu się smutek.
- Nie wiem, czy mam dość sił.
- Przeciw Tengelowi Złemu?
160
- Nie, przeciw tej mocy, która tu się ukrywa. Nie jestem jeszcze w pełni wykształcony. W
pełni przygotowany.
Uznała, że to zabrzmiało nieco dziwnie, ale nie chciała się wydać ciekawska.
- A więc duch Tengela Złego nie dotrze tutaj?
- Tego nie wtem. Możliwe, że tak będzie, jeśli zorientuje się, że wyrwałaś się spod władzy tej
mocy. Ale jeśli dowie się, że ktoś ci pomógł...
- To będzie się trzymał z daleka - uśmiechnęła się. Teraz, kiedy Marco znów był przy niej,
czuła, jak powraca odwaga. Ach, ile razy tęskniła za nim, jeszcze w domu, w Lipowej Alei!
Jak bardzo żałowała, że ich opuścił. Teraz jednak znów wszystko będzie dobrze, wróci z nią
do domu i...
- Nie, Benedikte - powiedział cicho, jak gdyby czytał w jej myślach. - Lipowa Aleja nie jest już
moim domem. Ale uściskaj ich wszystkich serdecznie, o ile oczywiście uda nam się wyjść
stąd cało. Tak często o nich myślę, o Henningu, o Malin... O wszystkich. Nigdy was nie
zapomnę.
Benedikte w oczach zakręciły się łzy, ale nie zdążyli już sobie nic więcej powiedzieć, bo
Adele najwyrazniej zdołała się otrząsnąć po przebytym szoku i wstała. Uświadomiła sobie
chyba, że jest nieprzyzwoicie rozczochrana, bo biegnąc ku nim poprawiała włosy i
otrzepywała suknię. Działała odruchowo, zachowywała się tak od wielu lat.
Benedikte rozglądała się za Sanderem, ale on i Sveg już dawno pobiegli na brzeg jeziora.
Sander rzucił się do wody, próbując uratować tych dwóch, którzy znalezli się w łodzi
przewoznika. Benedikte dostrzegła jednego na wpół pod powierzchnią wody. Dalej
wypatrywać nie miała czasu, bo Adele starała się przykuć uwagę Marca. Uczepiła się mocno
jego ramienia, tak że musiał wypuścić Benedikte z objęć.
- Ratuj mnie! - jęknęła Adele. - Zabierz mnie stąd! Nie chcę tu zostać ani minuty dłużej!
Marco odpowiedział spokojnie:
- Pozostało mi tu jeszcze coś do zrobienia. Może najpierw pomożemy im tam nad wodą?
- Nie! - wrzasnęła jak opętana. - Chcę do domu! Natychmiast, dłużej tu nie wytrzymam!
- Sama pani znajdzie drogę, panno Adele. Przez las, do zagrody, i dalej w dół do wioski.
- Sama? O, nie, nigdy!
Uczepiła się go tak mocno, że łagodnym ruchem dłoni musiał przywołać ją do porządku.
Uparła się jednak, by trzymać go za rękę, i kiedy pospiesznie schodzili na brzeg jeziora,
mocno tuliła się do niego.
161
Jeden z wtajemniczonych leżał już na brzegu. Był to Walter i jasne było, że nie żyje. Stał
nad nim Sander ociekający wodą, zrezygnowany, ciężko oddychając. Marco wskazał mu,
gdzie ma szukać Mortena Hjortsberga, i Sander znów skoczył do wody.
Czekali, Adele szczękała zębami i popłakiwała.
- Nie byłam dobra dla Mortena! Nie byłam dla niego dobra, jeśli on umrze, to będzie moja
wina. Na jego oczach, nie kryjąc się, flirtowałam z Sanderem, nie powinnam była tego robić!
Nikt nie próbował jej pocieszać. Sama musiała poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Ale
gdyby okazało się, że Morten nie żyje, na pewno nie byłaby to jej wina.
Sander zanurkował kilkakrotnie i wreszcie go wyciągnął. Ułożono Mortena na brzegu i
lensman Sveg podjął próby przywrócenia go do życia. Wszyscy wiedzieli jednak, że to
daremny trud.
- Sądzę, że tak jest najlepiej - powiedział Marco. - %7ładen z nich nie byłby już nigdy
normalnym człowiekiem.
- Cóż za okrutna bogini - szepnęła Benedikte. - Dokoła rozsiewa śmierć. Jakby nigdy nie
dość jej było ofiar z ludzi.
Sander zacisnął szczęki. Benedikte wiedziała, o czym pomyślał. Nerthus słynęła z orgii na
cześć płodności, a nie z żądzy krwi.
Czyniło ta sprawę jeszcze bardziej zagmatwaną.
Zanim przystąpili do kolejnego zadania, ułożyli dwóch zmarłych obok Gerta w drewutni.
Adele, która przyszła już do siebie na tyle, by dostrzec, jakie możliwości wiążą się z osobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]