[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobre sprowadzi się do Sasmundgard, będzie jej jeszcze trudniej spotykać się
potajemnie z Eiri-kiem. A poza tym to już będzie zdrada. Nierząd. Przypo-
mniała sobie, że Eirik ma jechać do Oslo. Prosił ją, by na niego czekała, ale
wiedziała, że z pewnością nie wymiga się od wesela.
Bergtor zerkał na nią spod oka zatroskany, marszcząc czoło.
- Nic nie mówisz. Czy to dla ciebie zaskoczenie?
- Tak, trochę - odparła Ingebjorg wymijająco.
- Ale chyba nie masz nic przeciwko temu? - dopytywał się zaniepokojony.
Ingebjorg pokręciła przecząco głową. Może właśnie przed tym ostrzegał
złowieszczy księżyc. Nie zapowiadał, że spotka ją coś dobrego, lecz coś
bardzo trudnego. Mężczyzna przystanął i położył jej ręce na ramionach.
- Co się dzieje, Ingebjorg? Jak tylko dziś rano przyszedłem do obory, zaraz
poczułem, że coś się nie zgadza. Jeszcze wczoraj wieczorem powiedziałaś,
że cieszysz się ze ślubu i wierzysz, że razem będzie nam dobrze. Dzisiaj
odwracasz się ode mnie i trudno wydobyć z ciebie jakieś słowo.
Ingebjorg poczuła, że się rumieni i ogarnął ją lęk, że Bergtor przejrzy jej
myśli.
- Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Czuję się jakoś dziwnie.
- Chyba nie masz zamiaru się rozchorować?
- Nie wiem. Ale całkiem dobrze ze mną nie jest.
- Może zbyt wiele rzeczy spadło na ciebie. Jak tylko wrócimy do domu, to
pójdziesz na strych i położysz się. Ja sam sprowadzę krowy z pastwiska.
Ingebjorg zrobiło się zimno ze strachu.
- Nie, to niemożliwe! - wyrwało jej się. - Ja... matce by się to nie
podobało. Za bardzo cię ceni, żeby przyjmować od ciebie taką pomoc.
Popatrzył na nią ze współczuciem i pogłaskał po policzku.
- Jestem twoim narzeczonym, Ingebjorg i nie rozumiem, co złego jest w
tym, by mężczyzna przyprowadził bydło z pastwiska. W domu często to
robię. A tym, co ludzie myślą i mówią, nie mam zamiaru się przejmować.
Sam wiem, że postępuję słusznie. Chociaż pochodzę z jednego z
największych dworów w parafii, nigdy nie uważałem, że jestem wart więcej
od innych.
- No dobrze, to położę się, jak wrócimy do domu - rzekła Ingebjorg
posłusznie. - Krótka drzemka mi pomoże.
Równocześnie jednak myślała, że musi uważać i wstać po południu, żeby
pójść po krowy.
Kiedy zbliżyli się do miejsca, w którym wczoraj spotkała Eirika, starała
się mówić głośno, żeby go przestrzec na wypadek, gdyby znowu tu czekał.
Opowiadała Bergtorowi o krowach. Mówiła, że u nich zwierzęta nie muszą
głodować tak, jak w innych gospodarstwach, chociaż ostatnia zima i dla nich
była trudna.
Bergtor przyglądał jej się zaciekawiony.
- Wygląda na to, że poczułaś się lepiej - rzekł przyjaznie.
Ingebjorg zapomniała, że jakoby jest na najlepszej drodze, by się
rozchorować.
- Tak, chyba czuję się lepiej - odparła zadowolona, że nie będzie musiała
się kłaść i niepokoić, że zaśpi.
W drodze powrotnej Bergtor szedł pierwszy i nie rozmawiali wiele.
Ingebjorg zauważyła, że narzeczony ma głęboką zmarszczkę na czole i
sprawia wrażenie zamyślonego. Pewnie zastanawia się nad moim dziwnym
zachowaniem. Najpierw prawie się nie odzywałam, a teraz usta mi się nie
zamykają.
We dworze dowiedzieli się, że goście, którzy nocowali w Samiundgard,
już wyjechali. Niełatwo było Torgeirowi Sigurdssonowi czy krewnym
Bergtora opuszczać na dłużej swoje gospodarstwa. Zresztą jeśli chodzi o
rodzinę Bergtora, to na zaręczynową ucztę przyjechali tylko dwaj bracia,
Ingebjorg prawie z nimi nie rozmawiała. %7łałowała teraz, że nie znalazła
czasu, by ich lepiej poznać.
- Dostali jedzenie na drogę? - zapytała ciotkę Gudrun, która gotowała
kaszę na podobiadek.
Gudrun spojrzała na nią zirytowana.
- Chyba nie myślisz, że wyprawiłabym gości w drogę o pustym żołądku?
- A gdzie matka? - spytała znowu Ingebjorg. Chociaż Elin siedziała prawie
do północy, to wstała bardzo wcześnie, żeby zajmować się gośćmi.
- Nie czuje się dobrze - odparła Gudrun krótko. Ingebjorg poczuła ból w
sercu. Wyszła z domu, przebiegła dziedziniec i wspięła się po schodach na
strych. Zostawiła drzwi otwarte, żeby wpuścić trochę dziennego światła do
ciemnych pomieszczeń.
Matka leżała bez ruchu pod okryciem ze skór.
- Matko? - szepnęła Ingebjorg, nagle zdjęta strachem. Matka uchyliła
powieki, ale nie poruszyła się.
- Jesteś chora?
Teraz Elin zwróciła ku niej twarz.
- Czy spałam za długo? - spytała słabiutkim głosem. Ingebjorg pokręciła
głową.
- Nie, nie, zresztą położyłaś się bardzo pózno. Goście wyjechali, a Gudrun
przygotowała jedzenie. Nie musisz wstawać, chciałam tylko sprawdzić, czy
u ciebie wszystko w porządku.
- A gdzie Bergtor Masson? - szepnęła chora z wysiłkiem.
- Poszedł ze mną na pastwisko z krowami.
Na spierzchniętych wargach Elin pojawił się mdły uśmiech.
- No to jeszcze trochę pośpię - odparła z ulgą. Ingebjorg zeszła na dół, ale
bolesny strach ciągle tkwił w jej piersi. Pierwszy raz się zdarzyło, żeby
matka w dzień leżała w łóżku, i to w dodatku teraz, kiedy w domu jest
Bergtor Masson; nie wstała nawet, żeby pożegnać wyjeżdżających gości.
W izbie Bergtor siedział razem z Jonem i Gissurem, Gudrun podawała
jedzenie. Bergtor przyjaznie rozmawiał ze staruszkami, pytał, skąd
pochodzą, i od jak dawna mieszkają w Saemundgard. Wydawał się
zaskoczony, że wszyscy oni są krewnymi Ingebjorg. Myślał, że to służący.
Ingebjorg też usiadła i zaczęła jeść, przysłuchując się rozmowie. Jon i
Gissur, którzy zazwyczaj odzywali się rzadko, byli teraz ożywieni
zainteresowaniem Bergtora Massona i gadali jeden przez drugiego.
Opowiadali mu o tamtym dniu, kiedy Fakse wrócił do domu z pustym
siodłem, a oni pojęli, że z Olavem musiało się stać coś złego. Ten wypadek
wywarł na nich takie wrażenie, że do końca życia go nie zapomną. Dla nich
ojciec Ingebjorg był hovdingiem, panem, któremu obaj służyli, i z którym
pokrewieństwo napawało ich dumą. Bez niego życie nie jest już takie jak
dawniej.
- Jak tam twoja matka? - spytał Bergtor narzeczoną. Ingebjorg z troską [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl