[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spuszczając wzrok.
-Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, wolałbym tu
0 tym nie mówić. Po prostu... wolałbym nie.
- W porządku.  Profesor spojrzał na niego zdumiony.  Chodzmy do mojego
gabinetu.
Gabinet Gwizzleya na pierwszy rzut oka przypominał wyjątkowo zagracony gumolski
sklep ze starzyzną. Niewielkie pomieszczenie wypełniały przedmioty wszelkich
możliwych kształtów i rozmiarów, w większości zardzewiałe, pogięte, powgniatane
bądz zakurzone. Gwizzley spędzał całe dnie na losowym wybieraniu przedmiotu i
metodą prób
1 błędów ustalaniu do czego służy. Wszystkie swe  odkrycia" zapisywał w oprawnym
w skórę notesie. Nigel przekonał się, że w gabinecie jest ich co najmniej
pięćdziesiąt, bez cienia wątpliwości pełnych samych błędów.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, nim jeszcze zdążyli usiąść, wybuchnął:
- Nie jestem magiczny. Profesor Gwizzley roześmiał się.
- Pan może myśli, że to zabawne, ale dla mnie to bardzo poważna sprawa! -
zaprotestował Nigel.
157
 Z pewnością. Po prostu trudno mi w to uwierzyć -przyznał profesor.  Spójrz na
swoich rodziców.
 Proszę mi nie przypominać!
 Nie dogadujesz się z nimi?
 Nie, głównie dlatego że bardziej lubią moją siostrę. Ona jest magiczna jak
diabli.
Przekleństwo nie zaskoczyło Gwizzleya. Dość często przebywał wśród dzieci, by
wiedzieć, jakim językiem się posługują, a jako pełniący obowiązki  kulerskiego
nauczyciela" Hokpoku słyszał już znacznie gorsze słowa.
 Jestem pewien, że rodzice kochają cię takiego jaki jesteś. No wiesz, ja kocham
Lonalda, a on kiedyś umawiał się z dziewczyną tylko dlatego, że pachniała
hamburgerami. - Zaczął się bawić zardzewiałym wieszakiem. - Poza tym, Nigelu,
bycie magicznym nie sprowadza się do prostej alternatywy: tak albo nie.
 To znaczy? - zdziwił się Nigel.
 To znaczy, że każdy jest magiczny w mniejszym bądz większym stopniu. Od czasu
do czasu pojawia się ktoś obdarzony wielkim wrodzonym talentem, ktoś taki jak
twój ojciec. Ale dla większości z nas to kwestia rozwinięcia w pełni tego, co
posiadamy. Każdy z nas dysponuje specjalną energią zwaną  coje?".  Coje?" to coś
w rodzaju zamętu, impulsywności, i częściowo z niej właśnie bierze się magia.
Twój ojciec jest osobą bardzo impulsywną i bardzo zagubioną, dlatego właśnie
stał się wielkim - no, w dość swobodnym znaczeniu słowa  wielki"  czarodziejem.
 Ale moja mama nie jest zagubiona, wprost przeciwnie - zaprotestował Nigel. 
Zakrada się do mojego pokoju i porządkuje mi drobne.
158
-  Coje?" to tylko połowa historii. Magia wymaga także silnych pragnień. Musisz
dostatecznie mocno pragnąć jedzenia, pieniędzy czy czegoś innego. To właśnie
pożądanie skupia twoją  coje?" w magię  tłumaczył profesor Gwiz-zley. - Twój
ojciec to prócz znanych mi psychopatów osoba najgorzej panująca nad swymi
odruchami. Twoja matka jest najbardziej pożądliwą osobą, jaką spotkałem.
Widzisz? Wszystko do siebie pasuje.
Nigel zmarszczył brwi.
- Chyba nie wiem zbyt wiele o magii  przyznał.
Jego ulubieniec zapluskał lekko u pasa - woda mętniała, powinien ją zmienić.
Poczuł dodający otuchy dotyk macki.
- Podoba mi się twój wybór zwierzęcia  oznajmił Gwiz-zley. - Napisałem kiedyś
świetną piosenkę na temat ośmiornicy, nosi tytuł Niedojda z głębin. Ośmiornice
są...
- Równie inteligentne jakkoty. Wiem-dokończyłNigel. Profesor Gwizzley wyjął
lutnię i zaczął grać i śpiewać
niezłym, lecz przesadnie pedalskim głosem. Przebywając w obecności śpiewających
ludzi, Nigel z jakichś przyczyn zawsze czuł się zakłopotany. Zadał zatem
pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy:
- Na czym więc polega różnica między dobrą a ciemniac-ką magią?
Profesor Gwizzley przestał grać.
- Na duszy - odparł i znowu podjął przerwaną melodię.
- Co to niby znaczy? - naciskał Nigel. Nauczyciel znów przerwał.
- Trudno powiedzieć. Ważną część tego stanowi kochanie ludzi bardziej niż
przedmiotów, podobnie nie banie się, a przynajmniej nie kierowanie się we
wszystkim strachem. -
159
Odłożył lutnię. - Podstawa to traktowanie innych tak, jak chciałbyś, żeby oni
traktowali ciebie.
 Wszystko to brzmi strasznie banalnie, profesorze.
- Ach tak? Teraz nie wystarczy ci, że coś jest prawdziwe, musi także dostarczać
rozrywki?
- Nie! - nie zgodził się Nigel. - Tylko że... to wydaje się takie łatwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl