[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie dostaniesz ani anny z nagrody, natomiast porządną chłostę tegoż
jeszcze wieczora... Nie tykaj nożem kadłuba... wynoś się!
 Klnę się na bawołu, który mnie okupił, że mam tego dość!  zawołał
Mauli  Czyż do wieczora mam słuchać głupiego paplania tej starej
małpy? Akelo... zrób z nim porządek... nudzi mnie!
Buldeo, dotąd pochylony nad łbem tygrysa, został jednym pchnięciem
łapy odrzucony na wznak w trawę i zobaczył, że ogromny, siwy wilk leży
mu na nogach. Mauli oprawiał dalej tygrysa z takim spokojem, jakby
był sam jeden w całych Indiach..
 To prawda zresztą, co mówisz, Buldeo!  mruczał przez zęby  Nie
dostanę ani jednej anny z całej nagrody! To dawna sprawa, dawny,
osobisty zatarg pomiędzy mną a tym kulawym tygrysem, którego
dzisiaj właśnie pokonałem.
Przyznać trzeba, że gdyby Buldeo był o dziesięć lat młodszy i spotkał
Akelę w lesie, nie byłby się poddał bez walki. Ale ten Akela, posłuszny
wyrostkowi, nie był to wilk zwyczajny. Mauli, mający osobisty zatarg z
kulawym tygrysem, nie mógł też być zwyczajnym pastuszkiem. Potężne
czary tkwiły w tym wszystkim i Buldeo nie wiedział, czy przed nimi
obronić go zdoła amulet, jaki miał na szyi. Leżał bez ruchu, czekając
rychło Mauli przemieni się w tygrysa.
 Maharadżo! Wielki, potężny władco!  jęknął z pokorą.
 Co gadasz?  spytał Mauli szyderczo, nie odwracając się.
 Przebacz mi, o panie! Nie wiedziałem, że jesteś tak mocarny! Czy
pozwolisz mi wstać i odejść, czy też rozkażesz, by sługa twój pożarł
mnie?
 Idz sobie, tylko na drugi raz nie rość sobie pretensji do mojego
łupu! Puść go, Akelo!
Buldeo pobiegł pędem ku wsi. Potykał się i spoglądał przez ramię
niepewny, czy Mauli, zmieniony w jakiegoś potwora, nie dogoni go i
nie pożre.
Przybywszy, nagadał kapłanowi tyle o czarach, Maulim i tygrysie, że
dostojnik ten przybrał bardzo poważną minę.
Mauli pracował dalej i dopiero póznym wieczorem skończył przy
pomocy przyjaciół ściąganie skóry z Shere Khana.
 Trzeba to schować i odprowadzić bawoły!  powiedział  Pomóżcie
mi!
Po małej chwili stado szło w porządku ku wsi, skąd dolatywały gwizdy,
odgłos gongów i dzwonów oraz łyskały liczne światła. Połowa co
najmniej mieszkańców wyległa przed palisadę, czekając jego powrotu.
Nagle kamienie zaczęły przelatywać koło jego głowy i posłyszał krzyki
wieśniaków:
 Czarownik! Wilczy pomiot! Wilkołak! Idz precz! Wynoś się zaraz, bo
inaczej kapłan przywróci ci wilczą postać! Buldeo, pal do niego! Pal
mu prosto w łeb!
Huknął strzał, a jeden z młodych bawołów ryknął rozpaczliwie.
 Czary! Czary!  wołano  Odwraca kule... Buldeo, twój własny bawół
został raniony!
 Cóż to ma znaczyć?  pytał Mauli, jadąc na Ramie pośród gradu
kamieni.
 Bracia twoi podobni są zupełnie do wilków seeoneeńskich! 
zauważył Akela, siadając spokojnie na drodze  O ile rozumiem język
ich kul i kamieni, mają widoczny zamiar pozbyć się ciebie ze wsi.
 Wynoś się, wilkołaku!  wołał kapłan, machając gałęzią świętego
krzewu tulsi.
 Znów się mam wynosić?  zdziwił się Mauli  Wówczas wygnano
mnie od wilków dlatego, żem był człowiekiem, a dziś dlatego znów, że
jestem wilkiem... Chodzmy sobie tedy stąd, Akelo!
Jakaś kobieta podbiegła do stada, wołając z płaczem:
 Synu mój! Nie wierzę, byś był czarownikiem! Nieprawda, co mówią,
że się umiesz w zwierzę przemienić, ale wierzę, iż zabiłeś tygrysa, by
pomścić śmierć mego Natoo!
 Wracaj, Messuo!  krzyknięto z tłumu  inaczej ukamienujemy cię
razem z nim!
W tej chwili Mauli dostał niewielkim kamykiem w usta. Roześmiał się,
ale gniew brzmiał w tym śmiechu.
 Wracaj, Messuo!  zawołał  To bajki podobne do tych, jakie
opowiadają o zmierzchu pod wielkim figowcem we wsi. Nie jestem
czarownikiem, pomściłem tylko śmierć twego syna. Bądz zdrowa!
Zpiesz się, gdyż odeślę stado prędzej, niż latają te głupie kamienie i
skorupy.
 Akelo!  dodał, zwracając się do przyjaciela  Postrasz no jeszcze
raz bawoły!
Poszło to bardzo łatwo. Za pierwszym zawyciem Akeli trzoda runęła
przez bramę jak lawina, roztrącając tłum na wszystkie strony.
 Policzcie bydło! Zobaczcie, czy nie skradłem bawołu... Nie będę już
pasterzem u was! %7łegnam was, dzieci człowiecze! Podziękujcie Messui,
że was wilkami nie wyszczuję ze wsi!
Obrócił się i odszedł w towarzystwie wilka-samotnika, a kiedy spojrzał
na gwiazdy, wrócił mu spokój i uczuł się szczęśliwy.
 Mam dość sypiania w pułapkach, Akelo!  powiedział  Zabieram
skórę Shere Khana i pójdziemy sobie, zostawiając wieś w spokoju. Nie
mogę ludziom tym uczynić nic złego przez wspomnienie Messui, która
była taka dobra dla mnie.
Niebawem poświata księżyca zalała wielką równię, a przerażeni
mieszkańcy wioski ujrzeli coś zaprawdę niezwykłego. Oto Mauli,
dzwigając ciężar jakiś na głowie, szedł, w otoczeniu dwu wilków w
stronę dżungli krokiem chybkim, elastycznym, od którego nikła
przestrzeń. Uderzono więc ponownie w dzwony i gongi, rozległy się
fletnie, Messua płakała, a Buldeo w coraz to sutsze przyozdabiał
dodatki swe opowieści, twierdząc, że wilk, który go trzymał, stał na
dwu łapach i przemawiał doń ludzkim językiem.
Już księżyc miał zachodzić, gdy Mauli wraz z wilkami przybyli pod
Skałę Rady. Wstąpili przede wszystkim do jamy wilczycy-matki.
 Stado ludzkie wygnało mnie, matko!  zawołał Mauli  Ale za to
przynoszę skórę Shere Khana! Dotrzymałem słowa!
 Wyprorokowałam mu to pierwszego zaraz wieczoru, kiedy tu wsadził
łeb, żądając wydania ciebie, żabko moja droga!  zawołała radośnie,
wybiegając wraz z dziećmi, a wszystkim na widok skóry zalśniły
jaskrawo oczy  Powiedziałam mu, że z łowcy stanie się zwierzyną!
 Dobrześ uczynił wracając!  ozwał się z gęstwiny znany głos 
Smutno nam było i pusto bez ciebie w kniei!
Bagera wypadła z gąszczu i przylgnęła do bosych nóg chłopca. Potem
udali się społem na Skalę Rady, a Mauli rozpostarł na głazie skórę
Shere Kahna i przymocował ją do ziemi czterema kołkami z bambusu.
Potem Akela położył się na skórze i zawiódł dawny okrzyk:
 Badajcie dobrze, wilki!
Wszystko było znowu tak samo jak w czasie, kiedy na Skale Rady Mauli
został przypuszczony do stada, nie było już tylko podłego mordercy,
Shere Khana.
Od czasu usunięcia Akeli stado żyło bez wodza, polując i walcząc w
pojedynkę. Posłyszawszy jednak wezwanie, z nawyku zaczęli się
schodzić wszyscy. Dużo wilków kulało, postradawszy nogi w pułapkach,
inne miały poprzestrzelane członki, wreszcie inne jeszcze sparszywiały
od nieczystej strawy i utraciły bystrość wzroku. Dużo poginęło, lub
uległo broni ludzkiej. Pozostali przy życiu zeszli się na Skałę Rady i z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl