[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lecz stało się to w tak nagłym błysku oczów, w przejściu od nieufnego wejrzenia ku łaska-
wości, że Nina, bezradna w obronie swych myśli, pojęła w mig więcej, nizli przypuszczał.
Przyszedł tu bardzo podrażniony, wspomniał tak kwaśno, że żonę głowa boli, i był tak dziw-
nie podejrzliwy, o czym też rozmawiała z dziadkiem. Wy, kobiety rzucił przy tym dwu-
krotnie. Ów też instynkt kobiecy w takich sprawach naprowadziÅ‚ jÄ… na domysÅ‚, że tu miÄ™dzy
nim i majorem starym muszą się odbywać nieustanne porachunki, i to zaoczne, jak teraz: że
tu idzie o wpływ na Lenę, w ciągłej trosce, aby nie być przed nią upokarzanym. Kto wie, czy i
teraz nie przyszedł tu z podobnym uczuciem: wybuchał wszak od samego początku. Zastąpiła
tedy przypadkowo Lenę, na bezwzględniejsze może jeszcze wypowiedzenie się jego zapiekłej
goryczy, nizli to możliwe jest wobec wnuki majora.
Tak mówił tymczasem, już uspokojony w podejrzliwościach swoich, ku bezinteresow-
nemu jakby pouczeniu czy może być coś fatalniejszego dla życia samego niż to zestawienie:
ta pani młoda, radosna ciekawość życia i ponurość starca, który schodzi do grobu z przekleń-
stwem?
Och, nieprawda!
Moja pani skrzywił się baron na tę śmiałość opozycji nawet błogosławieństwo pesy-
mizmu jest przekleństwem.
Boże, on się tak strasznie modlił! przypominała w otrząsie gwałtownym.
A widzi pani!... Tylko, na miłość boską, niech się pani temu tak nie poddaje. Bo ja, jak
się rzekło, nie mogę pani pozostawić samej w tym stanie... Jakże to on się modlił?
%7łeby wszystko młode, gdy słabe duszą... Boże!... samo się wyniszczyło, pełło jak chwasty.
Twarz barona stała się w tej chwili białą i suchą jak płótno, a wargi zacięły się tak, że znak
ust gubił się nieomal w tej gołej jamie baków. I mieć takiego starego upiora ciągle pod da-
chem swoim! zdawało się jej, że usłyszała w syknięciu tych ust.
90
I zgnębiło ją wraz to uczucie, że powtarzając słowa starego wystawiła go na taki wybuch
nienawiści. Starała się tedy bronić go wedle sił, zbierała z trudem myśli:
A jednak próbowała filozofować na swój sposób a jednak to wszystko jest...
Nic jeszcze nie jest! zbył twardym lekceważeniem, nie siląc się nawet doszukiwać toku
w tych zalążkach myśli. Zaledwie coś się wszczyna, ale za to już wprost naocznie, budzi się
dusza w tej oto główce... I jakże to się dzieje u nas zwykle a patrzę ja na to przecie nie-
ustannie gdy nad wrażliwością młodą wezmą się do roboty te stare idealizmy? Jakże się
odbywa to duszy budzenie?... Kosztem rozbicia wszystkich jej instynktów życiowych! koń-
czył już swym ostrym głosem.
I to jest właśnie klęskowy wpływ tego, co ludzie nazywają pesymizmem podjął po
chwili. A rozsiewają nam się jego ziarna z dwóch stron: ze Wschodu (poznała pani brata
Leny nie?), a potem z grobów tu nieustannie wietrzonych, z tej plechy i pleśni, wcieranej
jak sakrament w głowy młode. (No, dziadka Leny poznała pani ot przed chwilą!...) A przecie
nie oni jedni! Nie obaj oni tylko stróżują tak nad życiem naszym.
Aadnie byśmy tu wyglądali poniosło mu myśli mając tylko te okna na Wschód
otwarte i te wierzeje w groby przeszłości. Czym byśmy tu byli bez tego sąsiedztwa sprawno-
ści cywilizacyjnej o miedzę na Zachód?... Boją się Niemców? Pah! a! a! wybuchnął su-
chym śmiechem i coś w rodzaju rumieńców ożywiło nagle twarz sztywną.
Urwał jednak, teraz dopiero zorientowawszy się, że nie do inteligencji żony mówi. Dopo-
wiedziały mu szeroko otwarte oczy Niny.
Pochlebiały jej po części te twarde refleksje, wygłaszane przed nią; rozumiejąc wszakże, iż
zastępuje tu Lenę, odczuwała w tym pewną brutalność: muszą się wypowiedzieć w podraż-
nieniu, przyniesionym skądinąd i kwita! A jednak rozmyślania barona padały jej w duszę
nie tak ciężko może jak słowa starca, ale przez ten kontrast właśnie rodząc bodajże większą
jeszcze rozterkÄ™.
On tymczasem chodził sztywnym krokiem po pokoju i wygładzał baki. A pomnąc już te-
raz, przed kim mówi, uderzył w ton wprost przeciwny:
A główka niepotrzebnie tak zwisła, tak się załamuje jak na łodydze. Wiele z tego, co się
rzekło, mówiło się z życzliwości dla niej. A i rączki niech się uspokoją. Z czoła w przyciska-
ne rączki otucha nie spłynie.
Drasnęły ją te zdrobnienie nagłe, po tak poważnym przed chwilą tonie. Skoro sprawy życia
są tak ważne, że słuszność musi być aż brutalna, to czymże jest jej własne życie, skoro nagle:
rączka, główka, czółko. Lecz jeden rzut oka na niego wystarczył, aby się przekonała, że ani
poniżać jej nie zamierzał, ani też przymilnym być w życzliwości: przeciwnie wygłaszając te
słowa rączka , główka miał jakąś powagę, namaszczenie nieomal w sobie. I teraz dopiero
uderzyło ją coś obcego w całym zachowaniu się tej nieco sztywnej postaci: znamiona rasy
tknęły ją instynktownie.
Aż czego spłynąć może otucha? dobyła z siebie głosem nieufnym.
Z ukochania życia właśnie takim, jakim ono jest. Na przekór wszelkim tabu ideałów:
wszystkim Woydom, dziadkom, panom Komierowskim; wszystkim tworom posępnym; z
ukochania życia naprzód ciekawością, potem pragnieniem, wreszcie walką...
Jej zwisały powoli ramiona, a zdziwione oczy jakby się gdzieś w dal błąkać poczęły, szu-
kając wspomnień dzisiejszych w ich kolejnym następstwie: byłożby w tym wszystkim jakieś
znaczenie dla niej niepojęte?...
Nie spuszczała z niego oczu szeroko otwartych.
Należy ukochać życie mówił baron tymczasem nad smutek wszystkiego, co jest lub
być może; pogardzić wszystkim, co smutek i pesymizm niesie.
Och, Boże! krzyknęła wprost, bo stary major stanął jej natychmiast przed oczami, wła-
śnie w chwili, gdy go odprowadzano precz.
I jakaś niepewność odbiła się na jej ruchach, wraz niespokojnych.
91
A jeśli zło... własne? jeśli grzech? ocknęło się w nagłym przeskoku myśli.
Ba! nawet ze zła i grzechu, gdy pogodą zwyciężone, zrodzić się może... ot, niedola przez
ludzi. Nie należy samego siebie nigdy opuszczać przed ludzmi, należy być wtedy tym bar-
dziej odważnym. Nieszczęście powstaje dopiero z tego smutku, jaki się lęgnie na złym po-
stępku, z tej niepewności, jaka nas opada wobec ludzi, z ponurych dociekań wobec siebie.
Zdziwienie podniosło ją z krzesła. Lecz opamiętawszy się, przysiadła natychmiast. Toż ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]