[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Napotkali flotyllę ogromnych sflaczałych balonów dryfujących z wiatrem.
190
Z każdej półprzezroczystej powłoki zwisały w dół pęki wici tworząc coś, co przypominało las
odwrócony do góry nogami. Wyglądało na to, że niektóre rośliny starając się uciec od toczącego
się na powierzchni okrutnego konfliktu, nauczyły się wzbijać w powietrze. Dzięki cudowi adaptacji
zdołały zgromadzić i przechować w pęcherzach ilość powietrza wystarczającą na wzniesienie się
we względnie spokojne warstwy atmosfery.
Nie było jednak pewne, że tutaj wreszcie znalazły bezpieczeństwo. W ich zwisających w dół
łodygach i liściach roiło się od pająkowatych stworzeń, które spędzając życie wysoko nad
powierzchnią globu, kontynuowały na swych samotnych napowietrznych wyspach wszechobecną
bitwę o przetrwanie. Rośliny te musiały prawdopodobnie kontaktować się od czasu do czasu z
powierzchnią planety; Alvin dostrzegł nagle, jak jeden z wielkich balonów pęka i wali się w dół,
rozwijając jak spadochron swoją rozdartą powłokę. Ciekawe, czy był to wypadek, czy część cyklu
życiowego tych zadziwiających tworów.
Podczas przelotu do następnej planety Hilvar przespał się trochę. Z jakiegoś powodu, którego robot
nie potrafił im wyjaśnić, statek, w porównaniu do szybkości, jaką rozwinął w drodze z Ziemi do
formacji Siedmiu Słońc, leciał teraz wolno. Dotarcie do świata, który Alvin wybrał na trzeci
przystanek, zajęło im niemal dwie godziny i Alvin zdziwił się, że zwykła podróż międzyplanetarna
może trwać tak długo.
Obudził Hilvara, kiedy weszli w atmosferę planety.
 Co o tym myślisz?  spytał wskazując na ekran.
Pod nimi roztaczał się ponury krajobraz czerni i szarości nie wykazujący śladu roślinności czy
innego, bezpośredniego dowodu istnienia życia. Ale znajdował się tam dowód pośredni. Niskie
wzgórza i płytkie doliny usiane były kropkami idealnie uformowanych półkul. Niektóre z nich
tworzyły skomplikowane, symetryczne wzory.
Poprzednia planeta nauczyła ich ostrożności i po dokładnym rozważeniu wszystkich możliwości
pozostali wysoko w atmosferze, a na rekonesans wysłali robota. Poprzez
191
jego oczy widzieli, jak zbliża się do jednej z półkul i zatrzymuje w odległości pięciu stóp od jej
idealnie gładkiej powierzchni.
Nie dostrzegli na niej niczego, co mogło służyć jako wyjście albo wyjaśnić przeznaczenie budowli.
Półkula, przed którą unosił się robot, była dosyć spora i mierzyła sobie sto stóp wysokości, ale w
zasięgu wzroku wznosiły się półkule jeszcze większe. Jeśli był to budynek mieszkalny, to nie miał
ani okien, ani drzwi.
Po chwili wahania Alvin wydał robotowi rozkaz zbliżenia się do kopuły i dotknięcia jej. Ku jego
zupełnemu zaskoczeniu robot nie wykonał polecenia. To był bunt lub tak to na pierwszy rzut oka
wyglądało.
 Dlaczego nie robisz, co ci każę?  spytał Alvin, gdy otrząsnął się ze zdumienia.
 To jest zabronione  padła odpowiedz.
 Przez kogo?
 Nie wiem.
 Skąd zatem... nie, skasuj to. Czy jest to twój wewnętrzny zakaz?
 Nie.
To eliminowało jedną z ewentualności. Budowniczowie tych kopuł mogli być przecież rasą, która
stworzyła robota włączając to tabu do oryginalnego zestawu instrukcji maszyny.
 Kiedy odebrałeś ten rozkaz?  spytał Alvin.
 Odebrałem go po wylądowaniu. Alvin spojrzał na Hilvara. W jego oczach zapaliła się iskierka
nowej nadziei.
 Tu jest inteligencja! Nie wyczuwasz jej obecności?
 Nie  odparł Hilvar.  To miejsce wydaje mi się tak samo martwe jak świat, który
odwiedziliśmy na samym początku.
 Wychodzę na zewnątrz i idę do robota. Cokolwiek przemawiało do niego, może też przemówić
do mnie.
Hilvar nie wnosił sprzeciwu, chociaż nie wyglądał na uszczęśliwionego decyzją przyjaciela.
Wylądowali sto stóp od kopuły, niedaleko czekającego robota, i otworzyli śluzę powietrzną.
192
Alvin wiedział, że śluza nie otworzyłaby się, gdyby mózg statku nie uznał, iż atmosfera planety
nadaje się do oddychania. Po wyjściu na zewnątrz wydawało mu się przez chwilę, że komputer
popełnił omyłkę, tak rzadkie było powietrze i tak mało tlenu dawało jego płucom. Potem,
oddychając głęboko, stwierdził, że może wychwycić wystarczająco dużo tlenu, aby przeżyć, czuł
jednak, że nie wytrzyma tu dłużej niż kilka minut.
Dysząc ciężko podeszli do robota i obłej ściany zagadkowej kopuły. Postąpili jeszcze jeden krok i
 stanęli jak wryci, porażeni tym samym impulsem. W ich mózgach, niczym dzwięk potężnego
dzwonu, dudniło ostrzeżenie:
NIEBEZPIECZECSTWO. NIE ZBLI%7łA SI.
I to wszystko. Było to ostrzeżenie wyrażone nie słowami, ale czystą myślą. Alvin był pewien, że
każda istota, bez względu na poziom jej inteligencji, odebrałaby ten zakaz w ten sam, zupełnie
jednoznaczny sposób  głęboko w swoim mózgu.
To było ostrzeżenie, nie grozba. Czuli instynktownie, że nie jest skierowane przeciw nim; miało
służyć ich własnemu bezpieczeństwu. Znajduje się tu coś niebezpiecznego, zdawało się
przestrzegać, i my, budowniczowie, dokładamy starań, aby nikt nie ucierpiał natykając się na to
przypadkiem i nieświadomie.
Alvin z Hilvarem cofnęli się o kilka kroków i spojrzeli po sobie. Pierwszy podsumował sytuację
Hilvar.
 Miałem rację, Alvinie  rzekł.  Tutaj nie ma żadnej inteligencji. To ostrzeżenie wysyłane jest
automatycznie  jest wyzwalane naszą obecnością, gdy się zanadto zbliżamy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl